Zaglądamy do statutu c. k. Szkoły Górniczej w Wieliczce z roku 1909. Czytamy w nim
: Celem Szkoły górniczej jest kształcenie uczniów na dzielnych dozorców ruchu dla zakładów górniczych ze szczególniejszym uwzględnieniem potrzeb solnictwa.
Pilni i rzetelni
Do szkoły przyjmowano robotników górniczych w wieku 19-26 lat. Kandydaci musieli wylegitymować się co najmniej trzyletnim zawodowym doświadczeniem, warunkami fizycznymi (w końcu praca pod ziemią wymagała krzepy!) oraz
moralnym zachowaniem. Wśród dokumentów, jakie należało przed przyjęciem złożyć, był m.in.
osobiście ułożony i własnoręcznie spisany przebieg życia. Wybierając uczniów, brano pod uwagę nie tylko wyniki egzaminu wstępnego, ale też
pilność, uzdolnienia, wytrwałość, rzetelność i obyczajność.
Nauka trwała dwa lata. Była bezpłatna, jednak w przybory i książki należało zaopatrzyć się na własny koszt. Uzdolnieni pracownicy wielickiej kopalni mogli liczyć na rodzaj stypendium -
dodatek sustentacyjny wypłacany z kasy salinarnej.
Dużo pracy
Rok szkolny składał się z dwóch pięciomiesięcznych semestrów: zimowego i letniego. „Pierwszy dzwonek” rozbrzmiewał 1 października. Zajęcia kończyły się 31 lipca. Wykłady i ćwiczenia prowadzono po polsku, wyjątkiem były lekcje niemieckiego.
W roku 1909 lista przedmiotów nie zaliczała się do krótkich. W Szkole Górniczej, mówiąc bez ogródek, trzeba było „zakuwać”. Na pierwszym roku kandydaci na osoby dozoru zmagali się m.in. z arytmetyką, geometrią, fizyką, chemią, miernictwem, mineralogią i geologią. W planie zajęć była też mechanika i nauka o maszynach. Uczono języka polskiego, niemieckiego, religii oraz kaligrafii. Drugi rok wcale nie wyglądał na lżejszy: początki elektrotechniki, pierwsza pomoc lekarska w wypadkach, górnictwo, warzelnictwo, miernictwo kopalniane, prawo górnicze, rachunkowość…
Praktyka czyni mistrza
Wykłady przeplatały się z ćwiczeniami. Nauczyciele kładli nacisk na objaśnianie meandrów górnictwa
możliwie poglądowo i zrozumiale. W każdą sobotę uczniowie mieli obowiązkowe praktyki: zjeżdżali do kopalni, pracowali na powierzchni przy robotach murarskich, w młynach solnych, warsztatach. Z zajęć tych mógł ich zwolnić jedynie lekarz salinarnym a i to
tylko w razie słabości.
Odetchnąć studenci mogli dopiero w niedziele oraz święta. Górnictwo to fach twardy, konkretny, lecz nie wyklucza artystycznej wrażliwości. Jak głosi statut szkoły:
Za zezwoleniem dyrekcyi […] mogą pobierać uczniowie w dnie niedzielne bezpłatną naukę śpiewu i muzyki u kapelmistrza wielickiej muzyki górniczej.
Wakacje między pierwszym a drugim rokiem były dla uczniów niezwykle pracowite. Musieli odbyć praktyki w kopalniach, potem zaś przedstawić w szkole potwierdzenie, że pomyślnie wywiązali się z tego zadania.
Koniec wieńczy dzieło
Każde półrocze kończyło się egzaminem. Ostateczna klasyfikacja uwzględniała nie tylko jego wyniki, ale też postępy poczynione przez ucznia w ciągu semestru. Opłacała się zatem systematyczność, bo nauczyciele nie stronili od odpytywania podczas wykładów. Ocenie podlegało również zachowanie, przy czym liczyło się nie tylko to w szkole, ale też poza nią. Kto nabroił, tego czekały przykre niekiedy konsekwencje. W najlepszym razie kończyło się nauczycielskim upomnieniem, w najgorszym wydaleniem z „wilczym biletem” – wielicka szkoła informowała wszystkie inne uczelnie górnicze w monarchii Habsburgów o powodach relegowania delikwenta.
Na końcowym świadectwie podsumowującym dwuletnie osiągnięcia znajdowały się nie tylko noty z poszczególnych przedmiotów. Dodatkowo dołączano opinię o predyspozycjach absolwenta do pracy w charakterze górniczego dozoru. Uczeń mógł zatem być
bardzo uzdolniony, uzdolniony albo nieuzdolniony. Tym ostatnim wypada współczuć, albowiem nauka w c. k. Szkole Górniczej w Wieliczce naprawdę była wymagająca!
fot. współczesne: T. Adamek/ fot. archiwalne: nakładem M. Golda, 1900, zbiory: Polona.pl